Trochę poważniej.
Daremny mój trud
liczyć jak wiele razy
podnosiłaś się z kolan,
broniąc tych co nie trzeba.
Zawsze silniejsza,
lecz ciągle z tym
robactwem czarnym
na swych plecach!
Twoją krew pijącym
już ponad 1000 lat.
Nie mogąca się pozbyć
tego wrzoda.
Warchoła pospolitego,
fanatyka ogłupiałego
do szpiku kości !
Sprzedajnego za parę groszy,
każdemu kto się nawinie.
Także i tobie.
Ślepego kreta,
nie widzącego nic prócz siebie.
Krzyczącego zawsze najwięcej
i najgłośniej.
Słowami wiary,miłości bożej,
i pojednania
bośmy Polacy !
Plującego na tych
których nie potrafi zrozumieć
a tolerować nie chce.
Którzy dali mu tę wolność słowa
i wiary.
To prawo do gardłowania.
Jak matka cierpliwa i wyrozumiała.
Prowadząc za rękę uczysz tłumacząc
ile jeszcze w tobie dobra,
bez względu na jego dogmaty wiary.
Kiedyś już pewna jego drogi,
on ci siada znów okrakiem na zmęczonej
piersi jak nocny gniot,
który nie daje oddychać.
Nie wiesz czy się zbudzić,
rozgnieść gnidę,
choć to twoje dziecię.
Czy nie lepiej dać rozszarpać
swoje ciało,
nie czuć już nigdy więcej tego
bólu,
wstydu i poniżania.
LM31